czwartek, 8 września 2011

Szósty odcinek książki Karola Wargina o czasach studenckich K. Klenczona

___________________________________________________________________________



6... Po kilku dniach otrzymaliśmy od organizatorów wiadomość, że wojewódzki turniej odbędzie się w Hali Stoczni Gdańskiej (niedawno spalonej w tragicznych okolicznościach), a my jesteśmy dopuszczeni do udziału w przesłuchaniu III etapu turnieju. Na blankiecie wypełnionym maszynopisem widniał jednak dopisek piórem "warunkowo". Byliśmy załamani.
Zastanawialiśmy się, czy wręcz nie zrezygnować z przyjazdu. Ale ciekawość zwyciężyła. Województwo Gdańskie było wówczas o wiele większe, a w skład jego wchodziły m.in. Elbląg, Malbork, Nowy Dwór, Lębork.
Do hali dostaliśmy się osobnym wejściem, którym służba porządkowa wpuszczała organizatorów i uczestników imprezy.
Widownia zapełniła wszystkie siedzące miejsca, a po bokach nie brakowało stojących widzów. Konferansjer odnotowywał na swojej kartce frekwencję uczestników wojewódzkich finałów. Zbliżał się moment rozpoczęcia, a ciągle nie było duetu z Malborka. Wreszcie padło hasło: Zaczynamy!
Konferansjer powitał publiczność, zapowiedział pierwszego
uczestnika i wrócił za kotarę. Duetu z Malborka nie było w dalszym ciągu, red. F.Walicki zarządził wpisanie nas na ich miejsce. Nie muszę opisywać, jaką radość sprawiła nam ta wiadomość, pozwalająca nie tylko na rywalizację na równych prawach z innymi duetami, ale i na popisy przed publicznością, wśród której były nasze dziewczyny Basia i Brygida, a także kilkunastu kolegów z akademika. Konkurencja była niezwykle silna, a w kategorii zespołów wokalnych, zgodnie z regulaminem, tylko jeden zespół mógł awansować do decydującego spotkania w Szczecinie.
Szczególnie utrwalił mi się w pamięci duet z Gdyni Bernard Dornowski - Marek Szczepkowski. Wykonali oni dwie rytmiczne, melodyjne piosenki w języku angielskim i zebrali wiele braw. Byli oni dobrze znani jurorom i choćby z tego powodu byliśmy pełni obaw  o swoje szanse. Kiedy przyszła kolej na nas, zaczęliśmy od „Pluszowych niedźwiadków". Po rytmicznej przygrywce Krzyśka, rozpocząłem wolno jak kołysankę, bajeczkę dla dzieci:
"Raz uciekły ż pozłacanej klatki
Cztery małe pluszowe niedźwiadki
Czwarty łkał, wracać chciał
Do ciemnego lasu wejść się ba-ał ... "
Tu następowało zawieszenie głosu, a po chwili razem z Krzyśkiem
rozpoczęliśmy refren zmieniając tempo, rytm na twist.
"Mały Miś, do lasu bal się iść
Ze strachu drżał jak liść, pluszowy miś" itd.
Po trzeciej zwrotce, kiedy było już wiadomo, że " ... już nie będzie Baba Jaga dzieci jeść ", wielu słuchaczy próbowało śpiewać refren razem z nami.
Druga piosenka "Babuszka'', rozpoczynana od górnego C z
wyraźnym podziałem na dwa głosy, mimo rosyjskich słów była zrozumiana i wywołała uśmiechy rozbawienia
.

Wracaliśmy szczęśliwi w towarzystwie koleżanek i kolegów do
naszego akademika w Oliwie. Widać było, że byli z nas dumni, a my byliśmy im wdzięczni, że zawsze wierzyli w nas, a w chwilach niepewności podtrzymywali nas na duchu.

Po występie otrzymaliśmy mnóstwo gromkich braw. Oklaski
przedłużały się i z wielu stron zaczęto wykrzykiwać: Bis! Ale w imprezach festiwalowych bisowanie nie jest dopuszczalne.

O decyzjach jury dowiedzieliśmy się dopiero po kilku dniach. Zarówno Krzysiek jak i ja otrzymaliśmy na swoje nazwiska zawiadomienie o zakwalifikowaniu naszego duetu do finału "Ogólnopolskiego Festiwalu Młodych Talentów" w Szczecinie.
Jednocześnie proszono o potwierdzenie przyjęcia do wiadomości decyzji Jury.
Był już czerwiec, a my jeszcze mieliśmy mnóstwo obowiązków
względem naszego Studium Nauczycielskiego. Najwięcej roboty było z naszymi pracami dyplomowymi. Ja pisałem u mgr Z. Łozińskiej pracę zatytułowaną "Ćwiczenia muzyczno-ruchowe podstawą tańca", a Krzysiek u dr R. Ziółkowskiej w zakresie pływania, ale tytułu pracy nie pamiętam.
W drugiej połowie czerwca wielu studentów już było po egzaminach i po obronie pracy dyplomowej uzyskali uprawnienia nauczycielskie i z dyplomem, potwierdzającym ukończenie SNWF, rozjechało się do domów.
W nawale zajęć zapomnieliśmy z Krzyśkiem o obowiązku skontaktowania się z organizatorami Festiwalu Młodych Talentów, ale organizatorzy o nas nie zapomnieli.
Kierownik Turnieju Janusz Paschalas przysłał kolejne pismo ponaglające z adnotacją o przysługujących nam zwrotach kosztów przyjazdu, dietach oraz zakwaterowaniu.
Tym razem nasza odpowiedź była natychmiastowa: "Jedziemy do
Szczecina". W wyznaczonym terminie kupiliśmy bilety do Szczecina i zjawiliśmy się pod wskazanym adresem.

Zamieszkaliśmy w internacie jakiejś szkoły zawodowej, otrzymaliśmy kartki na posiłki oraz plakietki FMT na pamiątkę uczestnictwa w finale Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie.
Wokół nas byli przedstawiciele pozostałych województw: katowickiego, wrocławskiego, poznańskiego, warszawskiego i innych. Wśród nich już wielu słyszanych i popularnych piosenkarek i piosenkarzy: Karin Stanek, Helena Majdaniec, Wojciech Gąsowski, Czesław Wydrzycki, który w przyszłości uzyskał szeroką sławę w kraju i za granicą pod nazwiskiem Czesław Niemen.
W dzień, w którym odbyła się finałowa impreza, od samego rana lało. Nie odstraszyło to miłośników muzyki młodzieżowej. Zabezpieczeniem przed deszczem stały się nie tylko parasolki, ale kurtki i marynarki.
Już pierwsze występy młodych wykonawców nie pozwoliły usiedzieć spokojnie. Ludzie wstawali, krzyczeli, próbowali tańczyć, podrzucali kurtki i gazety, które ich miały chronić przed dokuczliwym deszczem.
Nasz występ był przewidziany pod koniec programu. Byliśmy zmoczeni, zżerała nas trema. Zdecydowaliśmy się podskoczyć do najbliższej restauracji. Lampka wina czerwonego zdecydowanie pomogła.
Konferansjerkę prowadził Jacek Fedorowicz, już wówczas znany z
dobrego aktorstwa i humoru gdańszczanin. Kiedy zbliżyła się pora na występ naszego duetu, Jacek popatrzył na nasze przestraszone twarze, zajrzał do swojej karteczki, gdzie miał o nas odpowiednie informacje i uspokoił nas:
„Nic się chłopaki nie martwcie, ja też jestem z Gdańska!”
Emocje towarzyszące każdemu występowi udzieliły się i nam. Do mikrofonu podchodziliśmy jak do dentysty, po wzięciu środków uspakajających. Zaczęliśmy od „Babuszki". Przy niej łatwiej było wykrzyczeć swoją radość, że oto jesteśmy wśród najlepszych, że osiągnęliśmy szczyt marzeń, jakie przed sobą postawiliśmy, przystępując do pierwszych eliminacji, że warto walczyć do końca o cele, jakie stawia się przed sobą.
„Pluszowe niedźwiadki" - to już była formalność.
Przejście od wolnego tempa do twista już doprowadziliśmy do
perfekcji. Melodyjna i dowcipna piosenka szybko została podchwycona przez żywiołową publiczność.
Czuliśmy, że mamy szansę na sukces w kategorii zespołów wokalnych. A swoją drogą, wydawało nam się, że przeciwnicy z województwa gdańskiego byli groźniejszymi rywalami.
Na wyniki pracy jurorów trzeba było czekać do następnego dnia.

Burzliwa dyskusja ciągnęła się przez całą noc, bo zdania jurorów były podzielone, tak wyrównany i wysoki poziom reprezentowali uczestnicy finałów...
Dokończenie wkrótce...
__________________________________________________________________________________

1 komentarz:

  1. Ci, którzy powinni żyć tak bardzo szybko odchodzą, a Ci ... pozostają i ciemiężą ...., dlaczego?! Trudno pogodzić się ze śmiercią człowieka, którego uwielbiała cała Polska. Krzysztofie moje pokolenie nigdy nie zapomni o Tobie.

    OdpowiedzUsuń