niedziela, 4 września 2011

Piąty odcinek wspomnień Karola Wargina - czasy studenckie z K. Klenczonem

____________________________________________________________________________

cd 5. ...Jeden z ostatnich dni praktyki był dla nas szczególny, a w przyszłości zaważył na wyborze drogi życiowej i o karierze Krzysztofa Klenczona.
Międzynarodowy Dzień Kobiet 8 marca zaczął się dla nas zwykle. Po śniadaniu przygotowaliśmy swoje torby sportowe z dresami, tenisówkami i zeszytami z konspektami. Tylko Krzyśkowi przypadł w udziale dodatkowy balast, gitara.

Chcieliśmy w miarę swoich studenckich możliwości sprawić przyjemność wszystkim paniom ze szkoły, gdzie odbywaliśmy praktykę. Po skończonych lekcjach całe grono pedagogiczne zebrało się w pokoju nauczycielskim. Przy stolikach podane były ciasteczka, dostawiono szklanki z herbatą i kawą.
Dyrektor szkoły, a następnie przewodniczący Komitetu
Rodzicielskiego, zgodnie z tradycją wygłosili krótkie przemówienie
zakończone życzeniami i obdarowaniem wszystkich pań symbolicznym goździkiem.
Po części oficjalnej panie przystąpiły do skromnej konsumpcji, a
wtedy przyszła kolej na nas. Po krótkiej zapowiedzi, stanęliśmy nieco z boku, Krzysiek uderzył w struny i ... zaczęło się. Wykonaliśmy najpierw ”Pluszowe niedźwiadki ", które w następnym roku stały się przebojem znanym w całej Polsce
, dalej "Babuszkę ","Bella, bella donna ", a na koniec "Dwa gołąbki". Zebraliśmy wiele braw, gratulacji, podziękowań .
W drodze powrotnej mieliśmy przesiadkę tramwajową, przy
skrzyżowaniu obok Żaka, środowiskowe eliminacje w ramach
Ogólnopolskiego Festiwalu Młodych Talentów.



Zdecydowaliśmy się wejść do budynku i spytać o redaktora
Franciszka Walickiego, który był przewodniczącym jury.
Pokazano nam drzwi redaktora, ale uprzedzono, że redaktor jest bardzo zajęty, a jury już podjęło decyzje uprawniające najlepszych do dalszej rundy eliminacyjnej już na szczeblu miasta Gdańska.
Słysząc głośne rozmowy za drzwiami, red. F. Walicki wyszedł z
pokoju, potwierdził słowa usłyszane przed chwilą przez nas, ale dla świętego spokoju zgodził się poświęcić nam 5 minut.
Sam fakt, że nas przesłucha fachowiec, dawało nam pełną satysfakcję.
Ściągnęliśmy szybko płaszcze, przewiesiliśmy przez fotele stojące w
holu, Krzysiek wziął gitarę do ręki i dał przygrywkę do „Jiabuszki". Wejście mieliśmy równe i głośne: "staruszka nie spiesza darożku pierieszła" itd.
Struny ustawione były na wysoką tonację, a tego dnia, po Dniu
Kobiet śpiewało się nam nadzwyczaj dobrze.
Po "Babuszee" zdecydowaliśmy się na „Pluszowe niedźwiadki" z
rozbiciem na podobieństwo węgierskiego czardasza, na część wolną w zwrotce i część szybką, w rytmie twistowym w refrenie.



Aranżacja i wykonanie przypadły panu redaktorowi do gustu, ale
jedno co mógł dla nas zrobić, to odnotował nasze nazwiska i adres oraz
zaprosił na eliminacje miejskie z dopiskiem: warunkowo. Znaczyło to, że nasze szanse występu przed publicznością, były związane z absencją jednego z uprawnionych do tego zespołów wokalnych, zakwalifikowanych przez jury w eliminacjach środowiskowych.
Eliminacje miejskie odbywały się również w klubie studenckim
"Żak". Kiedy zjawiliśmy się na piętrze, zobaczyliśmy kilkunastu
podekscytowanych uczestników, nerwowo błądzących z miejsca na miejsce.
W pewnym momencie podszedł do nas Czesław Wydrzycki (Niemen), którego już kilka razy słyszeliśmy przez radio. Zaproponował stworzenie trio. Roztoczył przed nami wizję grupy rewelersów z programem pieśni latyno-amerykańskich, jaką moglibyśmy stworzyć.
Nie wybiegaliśmy wówczas tak daleko w przyszłość. W najbliższym
czasie czekały nas egzaminy końcowe, napisanie i obrona pracy dyplomowej.
Ale najważniejsze w tamtej chwili było pytanie, czy uda nam się dzisiaj wystąpić na estradzie. Frekwencja uczestników była 100%. Sprawdzaliśmy jeszcze u konferansjera, czy nie ma nas na liście wykonawców. Nie było. Nie pozostało nam nic innego, jak usiąść wśród publiczności.
Czyżby koniec nadziei? Jeden po drugim soliści wykonywali
swoje programy, wchodzili i schodzili ze sceny. Nagle zgasło światło.
Elektryczne gitary u
milkły. Organizatorzy zaczęli znosić świece i ustawiać je po bokach widowni, na obudowach kaloryferów.
Na usunięcie awarii w elektrowni nieraz trzeba było czekać długo.
Widownia zaczęła zachowywać się coraz głośniej, raz po raz rozlegały się gwizdy. Wtedy poderwaliśmy się z miejsca, podeszliśmy do konferansjera i poprosiliśmy o zezwolenie na nasze wystąpienie. My przecież mieliśmy zwykłą gitarę, niezależną od prądu, jak gitary elektryczne. Konferansjer odmówił, bo nie miał nas na swojej kartce, ale w pobliżu był red. F. Walicki, przekazał mu dane o nas i po chwili konferansjer nas zapowiedział: - Za chwilę wystąpi Krzysztof Klenczon i Karol Wargin z Oliwy w humorystycznej rosyjskiej piosence „Babuszka" oraz w piosence dziecięcej "Pluszowe niedźwiadki ".
Doskonale pamiętam, że w ciemnej sali rozległy się okrzyki Gagarin!
Gagarin! Było to wynikiem skojarzenia mojego nazwiska z popularnym wówczas na świecie pierwszym kosmonautą Jurijem Gagarinem. Śpiewało nam się bardzo dobrze, byliśmy jak natchnieni, w sytuacji kiedy ziściły się nasze marzenia.
W czasie refrenu "Pluszowych niedźwiadków" publiczność
próbowała śpiewać z nami.
Aplauz był niesamowity, a zaciemniona sala dawała dodatkową możliwość niekontrolowanego wyrażenia emocji młodej widowni.
Kiedy zapaliło się światło, impreza była kontynuowana.
Wracaliśmy do Oliwy pełni nadziei, że przejdziemy do kolejnej
rundy ogólnopolskiego turnieju...CDN
_________________________________________________________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz