poniedziałek, 26 września 2011

Krzysztof Klenczon i Karol Wargin - śpiewają Małego misia na FMT w Szczecinie, w 1962 roku!!!

__________________________________________________________________________________

To nagranie jest absolutną sensacją!!!

Dostałam je od Janusza Cholewy, który komputerowo poprawił nagranie, a pochodzi ono ze zbiorów Mieczysława Sudera, który prawdopodobnie dokonał nagrania i przechował je przez 51 lat!



Po przeczytaniu książki Karola Wargina, jego studenckich wspomnień, o przyjaźni z Krzysztofem Klenczonem i ich debiucie na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie 1962 r. - macie niesamowity dokument - nagranie z tego właśnie występu!
Odkrycie nagrania zawdzięczamy Januszowi Cholewie, który jeszcze kilka takich sensacji posiada i powoli udostępnimy  je na blogu.
Filmik zrobiłam biorąc zdjęcia z netu, bo niestety mieszkam w Australii. Mam nadzieję, że właściciele zdjęć Gdańska i Sopotu wybaczą... Jeśli poznają swoje zdjęcia, z przyjemnością zamieszczę ich nazwiska.
Stare zdjęcia, to stare pocztówki, no i zdjęcia Krzysztofa i Karola (tylko jedno) z tamtych czasów.

Każdego posiadającego podobnie sensacyjne materiały zapraszamy do współpracy z naszym blogiem. Chcemy zgromadzić wszystkie materiały dotyczące kariery Krzysztofa Klenczona.




To jest druga wersja tego samego filmiku, tylko w mniejszej rozdzielczości i nie pojawiają się ramki z boków (do wyboru...:).
__________________________________________________________________________________

wtorek, 20 września 2011

W tym artykule wzmianka o piosence "Ty albo nikt"

___________________________________________________________________________________

Zdjęcie z wystawy fotograficznej w Sopocie, która odbyła się w związku z uroczystościami 30-lecia śmierci Krzysztofa Klenczona. (Nadesłał W.Wilczkowiak.)


Informację o KK i Trzech Koronach nadesłał Bogdan Brzozowski. Jeśli ktoś wie z jakiej to gazety wycinek i zna datę - proszę napisać na kklenczon14@o2.pl

____________________________________________________________________________________

sobota, 17 września 2011

"Ty albo nikt" - historia odnalezienia nieznanego nagrania...

__________________________________________________________________________________

Foto Marek Karewicz



Wersja oryginalna - Grzegorza Radomskiego

Piosenka nagrana przez Krzysztofa Klenczona i zespół Trzy Korony w 1970 roku dla Polskiego Radia - prawdopodobnie nagranie zaginęło. Odnalezione przeze mnie na starej pocztówce dźwiękowej. W nagraniu na perkusji gra pierwszy perkusista TK Marek Ślazyk.Nagranie zrekonstruował z pocztówki dźwiękowej - Marcin Ciurapiński

Druga wersja - stereo
Grzegorz Radomski z poznańskiego zespołu Żuki Rock & Roll Band opowiada jak zdobył unikalne nagranie Piosenki „Ty albo nikt”, w wykonaniu Krzysztofa Klenczona i zespołu Trzy Korony

  „To nic nadzwyczajnego - czysty przypadek i łut szczęścia. Od czasu do czasu wchodzę na Allegro i wpisuję w wyszukiwarkę to, co akurat przyjdzie mi do głowy. Ponieważ kilka ciekawych rzeczy udało mi się na Allegro kupić, więc odwiedzam ten portal w miarę regularnie.
Tego dnia - kilka miesięcy temu - wpisałem w wyszukiwarkę "Krzysztof Klenczon" i obok stałych pozycji - czyli CD z ostatnich lat - wyskoczyła oferta pocztówki dźwiękowej. Sprzedający reklamował jako rzadkie nagranie Klenczona i Trzech Koron, choć na płytce jest jeszcze  drugi utwór w wykonaniu Trubadurów.
Rzeczywiście tytuł "Ty albo nikt" nic mi nie mówił, co więcej w źródłach - książki o Czerwonych Gitarach i Klenczonie i Encyklopedia Polskiej Muzyki Rockowej 1959-1973, którą wydał Rock-Serwis i która jest dość rzetelnym opracowaniem, nie znalazłem niczego na temat tej piosenki.
Postanowiłem więc płytę kupić i spodziewałem, że będzie duzo chętnych. Sprzedający chiał za płytę śmiesznie niską cenę, a ja obserwowałem aukcję i czekalem czy ktoś będzie zainteresowany kupnem. Jakoś nikt się nie zainteresował, więc kupiłem płytę za cenę wywoławczą. Płyta przyszła szybko - profesjonalnie opakowana - sprzedający mówił, że nie jest bardzo zniszczona.


Pocztówka dźwiękowa - każdy kto pamięta, to wie jak to wyglądało. Prostokątny kawałek plastiku (czy PCV) z dzuirką w środku, wytłoczonymi rowkami w z jednej strony, z napisem "Pocztówka Dźwiękowa", tytułami utworów i nazwiskami autorów.
Z drugiej strony wytłoczenia symulują zwykłą pocztówkę, tzn jest miejsce na wpisanie adresu i na znaczek pocztowy. To chyba pro forma, bo nie wiem czy ktoś kiedyś komuś wysłał taką pocztówkę - raczej nie nadwałaby się do słuchania po przejściu przez wszystkie procedury pocztowe. No i oczywiście cena - 14 zł (o ile dobrze pamiętam single kosztowały wtedy 20 zł, a LP 65 zł, a stereofoniczne mogły chyba dochodzić do 110 zł) tak wtedy ceny latami pozostawaly bez zmian.
Z tyłu jest tez wytłoczona nazwa wydawcy jest to M. Baryla i S-ka z Sulejówka - a może Baryła - nie widać dokładnie. Oczywiście słowo "wydawca" jest to użyte na wyrost. To była po prostu "prywatna inincjatywa" która kopiowała piosenki z radia albo z płyt i przy użyciu dość prymitywnego sprzętu nacinała odpowiednio rowki na wcześniej przygotowanej prostokątnej płytce. W takich punktach można było czasem nagrać własne życzenia urodzinowe po których następowal ulubiony utwór solenizanta czy jubilata.

Moja pocztówka jest w jednolitym kolorze brudnozielonym, ale były również pocztówki ze zdjęciami, przy czym rzadko kiedy zdjęcie nawiązywalo w jakikolwiek sposób do zawartości muzycznej. Czasami był to jakis widoczek, np. z Muszyny albo z Sandomierza, a czasem wycinanka łowicka.
Chlubnym wyjątkiem jest tu pocztówka dźwiękowa Czerwonych Gitar z utworem bodajże "Jesien idzie przez park" i zdjęciem zespołu. Ciekawostką było również to, że utwory na pocztówkach dźwiękowych były zwykle zamieszczane parami i często pochodziły z dwóch zupełnie różnych "parafii". Podbnie jest na mojej pocztówce - pierwszy utwór do piosenka Trubadurów śpiewana przez Halinę Żytkowiak - utrzymana w zupełnie innym stylu, raczej popowa - chyba też mało znana. Drugi utwór to właśnie Trzy Korony i "Ty albo nikt"  - tak jest na pocztówce, choć właściwy tytuł to chyba "Ty albo więcej nikt".

Odebrałem przesyłkę i wrzuciłem na dwa miesiące do szafy, ponieważ nie posiadam gramofonu. Dopiero po pewnym czasie udało mi się załatwić gramofon i mogłem posłuchać co kupiłem.
Obawiałem się o stopień zniszczenia płyty ale rzeczywiście nie było tak źle. Choć gdyby utwór Klenczona był na płycie pierwszy, a nie drugi, to miałby lepszą dynamikę i lepiej byłoby słychać średnie tony - czyli akurat te częstotliowści które zawierają brzmienie gitary. Jakoś tak jest, a każdy kto zbiera stare płyty to potwierdzi, że im bliżej środka płyty bardziej trzeszczą. Być może wynika to z rozkładu siły odśrodkowej obracającego się talerza (w dawnych gramofonach nie było ciężarka - przeciwwagi, który równoważyłby siłę odśrodkową) co powodowało szybsze zużywanie się rowków płyty bliżej środka. Płyta również przeskakiwała, ale na to jest sposób - wystrczy dociążyc ramię gramofonu kładąc na nim jedną lub kilka monet. Wreszcie udało mi sie odsłuchać utwór.
Już pierwsze dźwięki gitary Klenczona zwaliły mnie z nóg i przekonalem się, że jestem w posiadaniu prawdziwego rarytasu. Od razu nasunęło mi się skojarzenie z Led Zeppelin, którzy mogli tu być sporą inspiracją.
Zacząłem szperać, dałem informację na Facebook i w ten sposób doszliśmy do tego (dzięki p. Brzozowskiemu i Andrianowi), że utwór pochodzi z początku 1970 roku, że był wykonywany początkowo na koncertach TK, ale potem zarzucony (ciekawe dlaczego, może polska publiczność nie była jeszcze gotowa na taki rodzaj ciężkiego grania), że pojawił się w audycji radiowej "Wczoraj nagrane - dziś na antenie".
P. Brzozowski znalazł artykuł gdzie utwór jest wspominany (skan wysłałem), wspomina o nim również p. Grzegorz Andrian, który przypomniał sobie, że w utworze na perkusji grał pierwszy perkusista TK Marek Ślazyk i że TK wykonywały utwór z playback'u w jakimś programie telewizyjnym (może "Giełda piosenki") stojąc na ośmiokątnych podwyższeniach.

Utwór przegrałem do komputera i poprosiłem mojego kolegę - Marcina Ciurapińskiego z zespołu Big Day - żeby wyczyścił go - na ile się da, przy uzyciu specjalnych programów komputerowych. Marcin, który sam interesuje się muzyką lat 60 i lubi Klenczona, a z zespolem Big Day nagrał kiedyś udany cover utworu "Gdy kiedyś znów zawolam Cię", jest elektronikiem i ma duże doświadczenie w nagrywaniu i masteringu i remasteringu muzyki. Podjął się tego zadania i wytłumił wszelkie trzaski i szumy pochodzące z płyty, a także podbił trochę dynamikę utworu.
Potem ja zrobiłem do tego kolaż zdjęć - niedoskonały, ale to była moja pierwsza produkcja tego typu, więc jestem z siebie dumny. Utwór w wersji surowej - zgrany bezpośrednio z płyty - wysłałem też do pana Andriana, więc być może Trzy Korony mają w stosunku do tego jakieś własne plany. Być może trzeba dobrze poszukać w radiu, a może w telewizji i gdzieś ten utwór jeszcze wykopać. Ja cieszę się, że to mnie przypadło w udziale odnalezienie tego utworu i udostępnienie go fanom Krzysztofa i Trzech Koron.
Trzeba jeszcze ustalić, czy p. Marek Gaszyński jest na pewno autorem tekstu - tak podaje napis na płycie - ale nie jest to w 100% pewne źródło. Może p. Gaszyński zna jeszcze jakieś inne okoliczności powstania tego utworu.

Rozpisałem się o historii pocztówek dźwiękowych, ale warto podać te wiadomości młodym, którzy z pocztówkami dźwiękowymii nigdy się nie zetknęli.

Serdecznie pozdrawiam, Grzegorz Radomski

Zapraszamy na stronę internetową poznańskiego zespołu Żuki Rock & Roll Band:  www.zuki-poznan.pl
Ps. Zrobiłam drugi filmik troche inaczej: inne fotki , a z audio zrobiłam wersję stereo i dodałam lekki pogłos. Myślę, że brzmienie jest świetne, a przecież to tylko pocztówka dźwiękowa! (Ela Celejewska)
_________________________________________________________________________________

wtorek, 13 września 2011

Siódmy i ostatni odcinek wspomnień Karola Wargina o Krzysztofie Klenczonie

_________________________________________________________________________________

Zakończenie ...Oto co na drugi dzień w relacji ze Szczecina przekazał  Dziennik
Bałtycki: "Niebiesko-Czarni" - laureatem I Nagrody Festiwalu Młodych Talentów.
"... Festiwal szczeciński zakończył się dużym sukcesem Gdańska...
Walka o zaszczytny tytuł najlepszego w kraju zespołu rozrywkowego, a także w turnieju wokalistów oraz w kategorii zespołów wokalnych była niezwykle zacięta i - mimo niepogody, chłodu i deszczu - potrafiła rozgrzać młodą widownię do białości. Wśród laureatów znaleźli się: Marek Szczepkowski i Czesław Wydrzycki - wokaliści oraz "Miss Twist" z Klubu Przyjaciół Piosenki w Gdańsku - Danuta Szade...



... Również w kategorii zespołów wokalnych przedstawiciele 
Wybrzeża uplasowali się w ścisłej czołówce. Duet wokalny K. Klenczon i K. Wargin z Oliwy znalazł się w tzw. "Złotej Trójce" - obok młodych Greczynek z Wrocławia oraz dziecięcego "Trio poznańskiego Patalas"...
Po oficjalnym ogłoszeniu wyników, organizatorzy zebrali laureatów, podstawili dwa autobusy i wywieźli nas w okolice Szczecina. Na tle pięknej przyrody, chciano przy pomocy kamery filmowej uwiecznić wyróżnionych solistów i duety z ich utworami, na co liczyli fani muzyki młodzieżowej. Ale i tego dnia pogoda była kapryśna. Nagle lunął ulewny deszcz, a pani reżyser, która kierowała całym przedsięwzięciem, zdecydowała o odwołaniu zdjęć. 
"Jeszcze nie raz się spotkamy, jesteście młodzi, to przecież tylko wasz pierwszy stopień ku sławie" - powiedziała na pożegnanie.
Słowa te były prorocze w stosunku do losu Krzysztofa Klenczona.
Dla mnie oznaczały utratę ostatniej szansy na nagranie piosenek wykonywanych w duecie z Krzyśkiem. Dzisiaj, po latach, jest mi z tego powodu nieraz smutno i przykro. Ale wtedy czuliśmy tylko ogromną ulgę i radość z sukcesu, a przyszłość rysowała się w różowych kolorach.
Przed wyjazdem do domu Krzysiek nawiązał kontakt z J. Koselą i "Niebiesko-Czarnymi". Ja musiałem śpieszyć się do Sopotu, gdzie czekała narzeczona, a już wkrótce małżonka Brygida.


Pewnego dnia, jeszcze tego lata 1962, zjawił się u nas w domu niespodziewanie Krzysiek, który z "Niebiesko-Czarnymi" koncertował na kortach sopockich oraz w "Non-Stopie" na Wyścigach. Zaproponował mi zaśpiewanie kilku piosenek w duecie. Zgodziłem się z wielką ochotą. Ciągnie wilka do lasu. Pamiętam zabawną sytuację wynikłą przed imprezą.
Przed samym występem, kiedy "Niebiesko-Czarni" produkowali się na estradzie postawionej na kortach, zeszliśmy z Krzyśkiem na dół do toalety, bo nie było miejsca ani sposobu dostroić tonację strun gitary do naszych głosów, by nie przeszkadzać w występach. W toalecie Krzysiek najpierw cicho sprawdził nastrojenie, potem zagrał przygrywkę i ... głośno rozpoczęliśmy jedną z piosenek. Z kabiny wyskoczył jakiś facet, oczy mu się zrobiły wielkie jak u sowy, ale tylko popatrzył i wyszedł oglądając się za siebie. Po chwili ktoś schodził do toalety. Ustawił się przed pisuarem, ale głowę odwrócił w naszą stronę, w wyniku czego strumień jego 
zatoczył szeroki łuk i rozpryskując się obok muszli utworzył szybko poszerzające się bajoro.

W "Non-Stopie" nasze występy były wkomponowane w popisy wokalistów zespołu "Niebiesko-Czarnych". Czułem się pewnie, jak członek zespołu.
Młodzież bawiła się do długich godzin nocnych. Rytm, muzyka i nastrój zabawy młodzieżowej pozwala nazwać "Non-Stop" prekursorem dyskotek, które po latach stały się powszechne. Dla nas były to już ostatnie wspólne występy na estradzie. 
Nasze drogi rozeszły się bezpowrotnie.


Kończyło się lato 1962 roku. Ja ożeniłem się, a od l września rozpocząłem pracę w szkole podstawowej.
W latach 70-tych ukończyłem filologiczne studia zaoczne na Uniwersytecie Gdańskim.
Od 1989 roku jestem nauczycielem akademickim i pełnię funkcję kierownika Studium Języków Obcych przy Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku-Oliwie, która jest spadkobiercą tradycji TWF, SNWF, WSWF.
Mój gabinet mieści się na korytarzu, gdzie znajdowały się męskie sypialnie internatu SNWF, w tym Krzysztofa i moja.


Codziennie przechadzam się tym korytarzem i nie mogę nie myśleć o tamtych latach beztroski, radości i fantazji. Przyszłość wydawała się nam być pojęciem abstrakcyjnym, tyle w sobie kryła zagadek, niepewności i nadziei ...


Karol Wargin 

Ciechocinek -1996r.



____________________________________________

czwartek, 8 września 2011

Szósty odcinek książki Karola Wargina o czasach studenckich K. Klenczona

___________________________________________________________________________



6... Po kilku dniach otrzymaliśmy od organizatorów wiadomość, że wojewódzki turniej odbędzie się w Hali Stoczni Gdańskiej (niedawno spalonej w tragicznych okolicznościach), a my jesteśmy dopuszczeni do udziału w przesłuchaniu III etapu turnieju. Na blankiecie wypełnionym maszynopisem widniał jednak dopisek piórem "warunkowo". Byliśmy załamani.
Zastanawialiśmy się, czy wręcz nie zrezygnować z przyjazdu. Ale ciekawość zwyciężyła. Województwo Gdańskie było wówczas o wiele większe, a w skład jego wchodziły m.in. Elbląg, Malbork, Nowy Dwór, Lębork.
Do hali dostaliśmy się osobnym wejściem, którym służba porządkowa wpuszczała organizatorów i uczestników imprezy.
Widownia zapełniła wszystkie siedzące miejsca, a po bokach nie brakowało stojących widzów. Konferansjer odnotowywał na swojej kartce frekwencję uczestników wojewódzkich finałów. Zbliżał się moment rozpoczęcia, a ciągle nie było duetu z Malborka. Wreszcie padło hasło: Zaczynamy!
Konferansjer powitał publiczność, zapowiedział pierwszego
uczestnika i wrócił za kotarę. Duetu z Malborka nie było w dalszym ciągu, red. F.Walicki zarządził wpisanie nas na ich miejsce. Nie muszę opisywać, jaką radość sprawiła nam ta wiadomość, pozwalająca nie tylko na rywalizację na równych prawach z innymi duetami, ale i na popisy przed publicznością, wśród której były nasze dziewczyny Basia i Brygida, a także kilkunastu kolegów z akademika. Konkurencja była niezwykle silna, a w kategorii zespołów wokalnych, zgodnie z regulaminem, tylko jeden zespół mógł awansować do decydującego spotkania w Szczecinie.
Szczególnie utrwalił mi się w pamięci duet z Gdyni Bernard Dornowski - Marek Szczepkowski. Wykonali oni dwie rytmiczne, melodyjne piosenki w języku angielskim i zebrali wiele braw. Byli oni dobrze znani jurorom i choćby z tego powodu byliśmy pełni obaw  o swoje szanse. Kiedy przyszła kolej na nas, zaczęliśmy od „Pluszowych niedźwiadków". Po rytmicznej przygrywce Krzyśka, rozpocząłem wolno jak kołysankę, bajeczkę dla dzieci:
"Raz uciekły ż pozłacanej klatki
Cztery małe pluszowe niedźwiadki
Czwarty łkał, wracać chciał
Do ciemnego lasu wejść się ba-ał ... "
Tu następowało zawieszenie głosu, a po chwili razem z Krzyśkiem
rozpoczęliśmy refren zmieniając tempo, rytm na twist.
"Mały Miś, do lasu bal się iść
Ze strachu drżał jak liść, pluszowy miś" itd.
Po trzeciej zwrotce, kiedy było już wiadomo, że " ... już nie będzie Baba Jaga dzieci jeść ", wielu słuchaczy próbowało śpiewać refren razem z nami.
Druga piosenka "Babuszka'', rozpoczynana od górnego C z
wyraźnym podziałem na dwa głosy, mimo rosyjskich słów była zrozumiana i wywołała uśmiechy rozbawienia
.

Wracaliśmy szczęśliwi w towarzystwie koleżanek i kolegów do
naszego akademika w Oliwie. Widać było, że byli z nas dumni, a my byliśmy im wdzięczni, że zawsze wierzyli w nas, a w chwilach niepewności podtrzymywali nas na duchu.

Po występie otrzymaliśmy mnóstwo gromkich braw. Oklaski
przedłużały się i z wielu stron zaczęto wykrzykiwać: Bis! Ale w imprezach festiwalowych bisowanie nie jest dopuszczalne.

O decyzjach jury dowiedzieliśmy się dopiero po kilku dniach. Zarówno Krzysiek jak i ja otrzymaliśmy na swoje nazwiska zawiadomienie o zakwalifikowaniu naszego duetu do finału "Ogólnopolskiego Festiwalu Młodych Talentów" w Szczecinie.
Jednocześnie proszono o potwierdzenie przyjęcia do wiadomości decyzji Jury.
Był już czerwiec, a my jeszcze mieliśmy mnóstwo obowiązków
względem naszego Studium Nauczycielskiego. Najwięcej roboty było z naszymi pracami dyplomowymi. Ja pisałem u mgr Z. Łozińskiej pracę zatytułowaną "Ćwiczenia muzyczno-ruchowe podstawą tańca", a Krzysiek u dr R. Ziółkowskiej w zakresie pływania, ale tytułu pracy nie pamiętam.
W drugiej połowie czerwca wielu studentów już było po egzaminach i po obronie pracy dyplomowej uzyskali uprawnienia nauczycielskie i z dyplomem, potwierdzającym ukończenie SNWF, rozjechało się do domów.
W nawale zajęć zapomnieliśmy z Krzyśkiem o obowiązku skontaktowania się z organizatorami Festiwalu Młodych Talentów, ale organizatorzy o nas nie zapomnieli.
Kierownik Turnieju Janusz Paschalas przysłał kolejne pismo ponaglające z adnotacją o przysługujących nam zwrotach kosztów przyjazdu, dietach oraz zakwaterowaniu.
Tym razem nasza odpowiedź była natychmiastowa: "Jedziemy do
Szczecina". W wyznaczonym terminie kupiliśmy bilety do Szczecina i zjawiliśmy się pod wskazanym adresem.

Zamieszkaliśmy w internacie jakiejś szkoły zawodowej, otrzymaliśmy kartki na posiłki oraz plakietki FMT na pamiątkę uczestnictwa w finale Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie.
Wokół nas byli przedstawiciele pozostałych województw: katowickiego, wrocławskiego, poznańskiego, warszawskiego i innych. Wśród nich już wielu słyszanych i popularnych piosenkarek i piosenkarzy: Karin Stanek, Helena Majdaniec, Wojciech Gąsowski, Czesław Wydrzycki, który w przyszłości uzyskał szeroką sławę w kraju i za granicą pod nazwiskiem Czesław Niemen.
W dzień, w którym odbyła się finałowa impreza, od samego rana lało. Nie odstraszyło to miłośników muzyki młodzieżowej. Zabezpieczeniem przed deszczem stały się nie tylko parasolki, ale kurtki i marynarki.
Już pierwsze występy młodych wykonawców nie pozwoliły usiedzieć spokojnie. Ludzie wstawali, krzyczeli, próbowali tańczyć, podrzucali kurtki i gazety, które ich miały chronić przed dokuczliwym deszczem.
Nasz występ był przewidziany pod koniec programu. Byliśmy zmoczeni, zżerała nas trema. Zdecydowaliśmy się podskoczyć do najbliższej restauracji. Lampka wina czerwonego zdecydowanie pomogła.
Konferansjerkę prowadził Jacek Fedorowicz, już wówczas znany z
dobrego aktorstwa i humoru gdańszczanin. Kiedy zbliżyła się pora na występ naszego duetu, Jacek popatrzył na nasze przestraszone twarze, zajrzał do swojej karteczki, gdzie miał o nas odpowiednie informacje i uspokoił nas:
„Nic się chłopaki nie martwcie, ja też jestem z Gdańska!”
Emocje towarzyszące każdemu występowi udzieliły się i nam. Do mikrofonu podchodziliśmy jak do dentysty, po wzięciu środków uspakajających. Zaczęliśmy od „Babuszki". Przy niej łatwiej było wykrzyczeć swoją radość, że oto jesteśmy wśród najlepszych, że osiągnęliśmy szczyt marzeń, jakie przed sobą postawiliśmy, przystępując do pierwszych eliminacji, że warto walczyć do końca o cele, jakie stawia się przed sobą.
„Pluszowe niedźwiadki" - to już była formalność.
Przejście od wolnego tempa do twista już doprowadziliśmy do
perfekcji. Melodyjna i dowcipna piosenka szybko została podchwycona przez żywiołową publiczność.
Czuliśmy, że mamy szansę na sukces w kategorii zespołów wokalnych. A swoją drogą, wydawało nam się, że przeciwnicy z województwa gdańskiego byli groźniejszymi rywalami.
Na wyniki pracy jurorów trzeba było czekać do następnego dnia.

Burzliwa dyskusja ciągnęła się przez całą noc, bo zdania jurorów były podzielone, tak wyrównany i wysoki poziom reprezentowali uczestnicy finałów...
Dokończenie wkrótce...
__________________________________________________________________________________

niedziela, 4 września 2011

Piąty odcinek wspomnień Karola Wargina - czasy studenckie z K. Klenczonem

____________________________________________________________________________

cd 5. ...Jeden z ostatnich dni praktyki był dla nas szczególny, a w przyszłości zaważył na wyborze drogi życiowej i o karierze Krzysztofa Klenczona.
Międzynarodowy Dzień Kobiet 8 marca zaczął się dla nas zwykle. Po śniadaniu przygotowaliśmy swoje torby sportowe z dresami, tenisówkami i zeszytami z konspektami. Tylko Krzyśkowi przypadł w udziale dodatkowy balast, gitara.

Chcieliśmy w miarę swoich studenckich możliwości sprawić przyjemność wszystkim paniom ze szkoły, gdzie odbywaliśmy praktykę. Po skończonych lekcjach całe grono pedagogiczne zebrało się w pokoju nauczycielskim. Przy stolikach podane były ciasteczka, dostawiono szklanki z herbatą i kawą.
Dyrektor szkoły, a następnie przewodniczący Komitetu
Rodzicielskiego, zgodnie z tradycją wygłosili krótkie przemówienie
zakończone życzeniami i obdarowaniem wszystkich pań symbolicznym goździkiem.
Po części oficjalnej panie przystąpiły do skromnej konsumpcji, a
wtedy przyszła kolej na nas. Po krótkiej zapowiedzi, stanęliśmy nieco z boku, Krzysiek uderzył w struny i ... zaczęło się. Wykonaliśmy najpierw ”Pluszowe niedźwiadki ", które w następnym roku stały się przebojem znanym w całej Polsce
, dalej "Babuszkę ","Bella, bella donna ", a na koniec "Dwa gołąbki". Zebraliśmy wiele braw, gratulacji, podziękowań .
W drodze powrotnej mieliśmy przesiadkę tramwajową, przy
skrzyżowaniu obok Żaka, środowiskowe eliminacje w ramach
Ogólnopolskiego Festiwalu Młodych Talentów.



Zdecydowaliśmy się wejść do budynku i spytać o redaktora
Franciszka Walickiego, który był przewodniczącym jury.
Pokazano nam drzwi redaktora, ale uprzedzono, że redaktor jest bardzo zajęty, a jury już podjęło decyzje uprawniające najlepszych do dalszej rundy eliminacyjnej już na szczeblu miasta Gdańska.
Słysząc głośne rozmowy za drzwiami, red. F. Walicki wyszedł z
pokoju, potwierdził słowa usłyszane przed chwilą przez nas, ale dla świętego spokoju zgodził się poświęcić nam 5 minut.
Sam fakt, że nas przesłucha fachowiec, dawało nam pełną satysfakcję.
Ściągnęliśmy szybko płaszcze, przewiesiliśmy przez fotele stojące w
holu, Krzysiek wziął gitarę do ręki i dał przygrywkę do „Jiabuszki". Wejście mieliśmy równe i głośne: "staruszka nie spiesza darożku pierieszła" itd.
Struny ustawione były na wysoką tonację, a tego dnia, po Dniu
Kobiet śpiewało się nam nadzwyczaj dobrze.
Po "Babuszee" zdecydowaliśmy się na „Pluszowe niedźwiadki" z
rozbiciem na podobieństwo węgierskiego czardasza, na część wolną w zwrotce i część szybką, w rytmie twistowym w refrenie.



Aranżacja i wykonanie przypadły panu redaktorowi do gustu, ale
jedno co mógł dla nas zrobić, to odnotował nasze nazwiska i adres oraz
zaprosił na eliminacje miejskie z dopiskiem: warunkowo. Znaczyło to, że nasze szanse występu przed publicznością, były związane z absencją jednego z uprawnionych do tego zespołów wokalnych, zakwalifikowanych przez jury w eliminacjach środowiskowych.
Eliminacje miejskie odbywały się również w klubie studenckim
"Żak". Kiedy zjawiliśmy się na piętrze, zobaczyliśmy kilkunastu
podekscytowanych uczestników, nerwowo błądzących z miejsca na miejsce.
W pewnym momencie podszedł do nas Czesław Wydrzycki (Niemen), którego już kilka razy słyszeliśmy przez radio. Zaproponował stworzenie trio. Roztoczył przed nami wizję grupy rewelersów z programem pieśni latyno-amerykańskich, jaką moglibyśmy stworzyć.
Nie wybiegaliśmy wówczas tak daleko w przyszłość. W najbliższym
czasie czekały nas egzaminy końcowe, napisanie i obrona pracy dyplomowej.
Ale najważniejsze w tamtej chwili było pytanie, czy uda nam się dzisiaj wystąpić na estradzie. Frekwencja uczestników była 100%. Sprawdzaliśmy jeszcze u konferansjera, czy nie ma nas na liście wykonawców. Nie było. Nie pozostało nam nic innego, jak usiąść wśród publiczności.
Czyżby koniec nadziei? Jeden po drugim soliści wykonywali
swoje programy, wchodzili i schodzili ze sceny. Nagle zgasło światło.
Elektryczne gitary u
milkły. Organizatorzy zaczęli znosić świece i ustawiać je po bokach widowni, na obudowach kaloryferów.
Na usunięcie awarii w elektrowni nieraz trzeba było czekać długo.
Widownia zaczęła zachowywać się coraz głośniej, raz po raz rozlegały się gwizdy. Wtedy poderwaliśmy się z miejsca, podeszliśmy do konferansjera i poprosiliśmy o zezwolenie na nasze wystąpienie. My przecież mieliśmy zwykłą gitarę, niezależną od prądu, jak gitary elektryczne. Konferansjer odmówił, bo nie miał nas na swojej kartce, ale w pobliżu był red. F. Walicki, przekazał mu dane o nas i po chwili konferansjer nas zapowiedział: - Za chwilę wystąpi Krzysztof Klenczon i Karol Wargin z Oliwy w humorystycznej rosyjskiej piosence „Babuszka" oraz w piosence dziecięcej "Pluszowe niedźwiadki ".
Doskonale pamiętam, że w ciemnej sali rozległy się okrzyki Gagarin!
Gagarin! Było to wynikiem skojarzenia mojego nazwiska z popularnym wówczas na świecie pierwszym kosmonautą Jurijem Gagarinem. Śpiewało nam się bardzo dobrze, byliśmy jak natchnieni, w sytuacji kiedy ziściły się nasze marzenia.
W czasie refrenu "Pluszowych niedźwiadków" publiczność
próbowała śpiewać z nami.
Aplauz był niesamowity, a zaciemniona sala dawała dodatkową możliwość niekontrolowanego wyrażenia emocji młodej widowni.
Kiedy zapaliło się światło, impreza była kontynuowana.
Wracaliśmy do Oliwy pełni nadziei, że przejdziemy do kolejnej
rundy ogólnopolskiego turnieju...CDN
_________________________________________________________________________________